I pomyśleć, że Szwajcarzy kojarzą nam się z takimi grzecznymi, poukładanymi, porządnymi prawie-Niemcami. Tymczasem stworzyli wytwórnię płytową, o której nazwie można powiedzieć: grubiutko.
WRWTFWWR, bo tak wygląda pełen skrót nazwy, mieści się w Genewie, jest raczej niszowa, ale ma też na koncie m.in. live Placebo. Jak łatwo przetłumaczyć, rozwinięcie skrótu jej nazwy znaczy mniej więcej „Wydajemy co tylko kurwa chcemy”.
Ok, pierwsze skojarzenie; wiadomo – hip-hop. A tu niespodzianka. Wytwórnia wydaje m.in. ambient, elektro, muzykę filmową (m.in. „Ghost in the Shell” – tak na nich trafiłem) i… jazz. I to jest właśnie ciekawe, bo z jednej strony potwierdza, że nazwa nie jest gołosłowna, a z drugiej jest tak prowokująca, że od razu się zapamiętuje; zwłaszcza w kontekście gatunku muzyku uważanego za kulturę wysoką.
Czy to jest dobra nazwa? Nie potrafię ocenić – prowokująca i przyciągająca uwagę: na pewno. Coś mi mówi, że w środowisku artystycznej alternatywy spełnia ona swoje, marketingowe cele.
Strona www wytwórni: wrwtfww.com
